piątek, 24 lipca 2015

Na sportowo

    Dawno temu, można powiedzieć, w minionym wieku mniej było atrakcji na co dzień, niemniej więcej było zajęć. I chyba nikt wtedy nie miał powodu do uskarżania się na panującą nudę. Telewizory w tamtym czasie były niczym perełki. Dostępne w co poważniejszej instytucji państwowej, rzadziej w prywatnych domach. Wynikało to zarówno z kosztów jakie trzeba było ponieść przy zakupie telewizora, jak i też z raczkowania naszej telewizji. W ciągu dnia emitowano programy przez zaledwie kilka godzin.

   Ówczesna władza dbała jednak o rozwój młodzieży zarówno pod względem intelektualnym jak i fizycznym. Proponowane kierunki rozwoju młodzieży miały na celu rozwój pozytywnych cech osobowości. Uczulano na dbanie o ojczystą przyrodę, starszych ludzi, rozwój nauki i pracę.

   Nikt wtedy nie znał jeszcze słowa internet, a jedynym telefonem był telefon u sołtysa, to jednak ludzie, a zwłaszcza młodzież nawiązywała szereg kontaktów z rówieśnikami z innych miejscowości i to niekiedy mieszkających w znacznej odległości. Przyczyniały się do tego sprawnie działające drużyny harcerzy i zuchów, inne koła zainteresowań istniejące czy to przy szkole, czy wioskowym klubie.

   Po zajęciach szkolnych właśnie w takich klubach, służących za czytelnie prasy, później miejscach oglądania telewizji, przy herbacie, kawie czy oranżadzie młodzież dyskutowała i często powstawały ciekawe pomysły dotyczące bieżących spraw miejscowości. Tam powstawały pomysły czynów społecznych, w których uczestniczyły często całe rodziny. I nie mówię tu o nakazach partii w uczestniczeniu w takich czynach, ale o samoistnych pomysłach wynikających z potrzeby chwili.

   Nie było widać błąkających się bez celu młodych ludzi, bo działali w kółkach zainteresowań. A było ich wiele i nie ważne, że pod patronatem np. LOK czy innej organizacji uznawanej przez państwo. Istniały międzysąsiedzkie więzi łączące społeczeństwo.

   Teraz w dobie internetu i telefonu komórkowego ludzie pozamykali się we własnym świecie. Do tego stopnia wyobcowani ze wspólnotowego życia, że często mieszkający na tej samej klatce schodowej są dla siebie zupełnie nieznanymi osobami. Młodzież z braku zainteresowań walczy z wiatami przystanków autobusowych, murami budynków pokrywając je graffiti. Z słuchawkami w uszach przemieszczają się niczym obcy nie zwracając uwagi na otoczenie. Nie generalizuję, ale zazwyczaj tak jest.

   Gry internetowe stały się podstawą stworzenia nowego młodego człowieka. Takiego samoluba pozbawionego często właściwych uczuć i odruchów, który wzorem swoich "bohaterów" zaspakaja własne żądze.  W etapie bezkonfliktowego wychowywania dzieci nagle stwierdzamy, że wśród nas pojawiły się potwory noszące nasze nazwiska, mieszkające z nami.

   Chcemy się z tego obudzić! Zaczęły pojawiać się inicjatywy zapobieganiu takim zjawiskom. Przyszedł czas zająć czymś młodzież! Młodzież, która z racji prowadzonego trybu życia zaczęła nosić okulary, straciła sprawność fizyczną i chęci stania się pożyteczną.

   Teraz przyszła moda na budowanie boisk do gry w piłkę i zachęcania młodzieży by w tym uczestniczyła. Pożyteczna to inicjatywa. W wielu miejscowościach powstały i nadal powstają place zabaw dla dzieci. Dzięki dotacji z Unii łatwiej je organizować.

   Ale... Cholera! Zawsze włącza mi się to ALE! Czy jednak wszystko jest zawsze przemyślane do końca? Czy takie pomysły muszą mieć jeden wzorzec powielany czasami bezmyślnie? Czy posiadane środki nie można wykorzystać jeszcze sensowniej zamiast budowy boiska nikomu nie potrzebnego?

   Może posłużę się przykładami z kilku miejscowości w tej samej gminie.

 
     Lubin. Dane z 2009 roku mówią o 287 mieszkańcach. Praktycznie w centrum miejscowości, nieopodal stawu usytuowano plac zabaw dla dzieci. Na nim również spotykają się mieszkańcy jak i przyjezdni goście podczas organizowanych spotkań z różnych okazji. Można na nim pograć w siatkę, lub pokopać piłkę. Huśtawki i zjeżdżalnia dla małych dzieci. Wszystko wg. potrzeb jak na tą miejscowość i wielu młodych ludzi tam mieszkających.



 
   Mierczany. I tu też dane z 2009 roku mówią o 90 mieszkańcach. W tej miejscowości niedawno zbudowano plac zabaw dla dzieci. Ogrodzony wysoką siatką, a więc bezpieczny. I jak w poprzedniej miejscowości można pograć w piłkę, urządzić grilla. Pewnie koszty urządzenia tego miejsca były znacznie większe niż w poprzedniej miejscowości, niemniej mieszka tam wielu młodych i plac taki był potrzebny.



 
   Gądków Mały. Liczebnie miejscowość zbliżona do Mierczan. (101 mieszkańców - dane z 2009 r.) Tu również niedawno utworzono plac zabaw. Chyba najładniej urządzony z okolicznych placów. Dużo nasadzeń. Można pograć w piłkę - kosz, siatkówka itd. Również podczas deszczu nie zachodzi obawa zmoknięcia. Jest gdzie się skryć. Mimo dotacji w obu przypadkach (Mierczany, Gądków Mały) tu chyba najwięcej o jego wygląd zadbali sami mieszkańcy. I warto było bez względu na koszt.


   I najmniejsza miejscowość z pośród przedstawionych wcześniej. Bargów. Zamieszkuje tu około 60 osób. W przeważającej większości osoby starsze. Można by powiedzieć - wymierająca wieś. Tu również wzorem innych miejscowości zrobiono plac zabaw. Przy przystanku autobusowym w towarzystwie pięknego dębu. Są huśtawki i zjeżdżalnia. I to wystarczało dla dzieci oczekujących na szkolny autobus. Ostatnio jednak wybudowano boisko za ponad 42 tysiące złotych. Czasami spotykają się na nim dwie osoby. Bo kto będzie biegał za piłką? Starsze panie na rencie? Tu nawet dziadków zabrakło.

   Czy nie można było tych pieniędzy przeznaczyć na bardziej pilną sprawę? Może pociągnąć wodę, albo połączyć wieś z oczyszczalnią ścieków. Z wielkim mozołem pociągnięto światłowód do wioski i... brakło pieniędzy na zakończenie przedsięwzięcia. A tu boisko zarastające chaszczami. Nawet Toi-Toja brak.